
Jan Herman -USTROJOWO CO DO SENSU SPOŁECZNEGO.
Jestem człowiekiem wciąż uważającym się za ponadprzeciętnie sprawnego. I tak się zachowuję. Jeżdżę np. pasjami rowerem, po kilkadziesiąt kilometrów dziennie, chyba że jestem (mniej-więcej co dwa tygodnie) w dalszej, pozarowerowej podróży w sprawach obywatelskich (jestem nad-aktywny społecznie i „naukowo”, co łatwo udowodnić): we wsi też, gdzie mieszkam, stoi kilka kosztownych rzeźb, potem staną następne. Inicjatyw przez całe życie zgłosiłem około 100.
W zeszłym roku byłem operowany laparoskopijnie, a pobrane „przy okazji” próbki biopsji wykazały tzw. raka złośliwego. Taka diagnoza, zwłaszcza wobec nadzwyczaj częstej w mojej Rodzinie „epidemii raka”, nie wytrąciło mnie z równowagi. Nie podjąłem chemioterapii czy radioterapii, bo wiem z losów mojej rodziny, że takie leczenie prowadzi krótką drogą do „zejścia”, a ja się „nie wybieram”, nadal jestem ponadprzeciętnie sprawny, może poza małym szczegółem. Jedna z moich sióstr (bezczelnie omijam jej zakaz wspominania o niej i jej zasługach dla mnie) jest bardziej zapobiegliwa niż ja. Dzięki niej uzyskałem najwyższą grupę inwalidzką. Nadal „niewidoczną gołym okiem”. Doświadczyłem wielokrotnie „przemocy symbolicznej”: ustąp, bo nasze jest na wierchu, nawet jeśli nie mamy racji moralnej. Tyle że w życiu nikogo nie potraktowałem z naruszeniem praw człowieka, a sam takich naruszeń doświadczam wciąż.
Opiszę jedno z nich, powtarzalne. /teraz o powtarzalnej błahej przygodzie/Średnio co dwa tygodnie wyjeżdżam na trasie Trakiszki k/ Puńska do Warszawy, po kilku dniach wracam.
Uwierzcie mi, że PKP konsekwentnie odmawia mi (kupuję zawsze tuż przed podróżą) gwarancji miejsca do siedzenia. Ja więc wsiadam do pociągu wiedząc z doświadczenia, że na całej trasie(poza latem) zawsze są wolne, niezajęte miejsca. Nie muszę się przesiadać na coraz to nowe, po prostu wolnych miejsc jest dużo. Biorąc to pod uwagę, któregoś dnia odmówiłem pociągowym kolejarzom /konduktorom opłaty dodatkowej za wypisanie biletu. W kasie raczej mi nie wydają „zaświadczenia” o braku wolnych miejsc. Więc kolejarz wypisał mi bilet karny (kilkakrotnie droższy), bo – jak powiedział – takich historii jak moja (powyżej) to on zna na pęczki (w domyśle: kombinuję). Czekam na wezwanie komornicze. Powtarzam: mam pierwszą grupę inwalidzką, mam też kuriozalne kłopoty z nabyciem biletu, a z powodu podejrzenia o „kombinowanie” czeka mnie egzekucja komornicza, choć zawsze pokazuję, że mnie stać na bilet, tylko nie chcę bezdurno nabijać kasy kolejarzom. Dziś kolejna odsłona. Na linii z Warszawy do Trakiszek często jest podstawiany pociąg z wagonem-przedziałem dla inwalidów. Bywa, że tam się rozsiadam, w końcu mam pierwsza grupę inwalidzką. Ale na tej trasie podróżuj ą ze mną pracownicy „Warsu”. Dziś (nie mam biletu, czekam na kolejarza) a weszło dwóch „warsowych” i bez ceregieli wystawili moje bagaże na korytarz. Przecież nie będę każdemu opowiadał swojej inwalidzkiej historii, zwłaszcza że „na oko” jestem żwawym staruszkiem. Zgłosiłem to kolejarzowi przy kontroli biletów. Podkreśliłem, że mam legitymację, którą właśnie obejrzał. Opisałem, jak mnie „wystawiono” za drzwi przedziału. Oczywiście, kolejarz uznał „prawo kaduka” Warsowiczów do tego przedziału. Oni ważniejsi niż inwalida z legitymacją, bo na drzwiach jest piktogram z wózkiem. Tyle że ja ostałem „wystawiony za drzwi” przez komercję wózkową (Warsowiczów), a nie przez inwalidę wózkowego. Powyższe przedstawię (naiwnie) służbom kolejarskim Kolejarz posunął się do daleko posuniętego zniecierpliwienia moim „szukaniem awantury”. W słowach wiadomych. Niech pan pisze skargę, zażalenie, co pan chce. Czy ja powinienem umrzeć na raka złośliwego, żeby kolejarstwo zmieniło swój stosunek do takich sytuacji? A może pisać referaty o prawach inwalidy, pasażera, człowieka? Może los ma dla mnie podpowiedź: zostań parlamentarzystą, legislatorem?
Jakby antycypując taka podpowiedź losu, ogłosiłem zamiar kandydowania jesienią. * * *Ale nie dla opisanych wyżej moich perypetii. Wsiądę na swego ulubionego konia: dwie sprawy mnie silnie motywują do kandydowania, może nawet kilka:
1. Tzw. Minimalny Dochód Społeczny (patrz: 3+2+1);
2. Prawa Człowieka i Obywatela (patrz: konwencje);
3. Dominacja Komercji nad Humanizmem (to problem ustrojowy);
Jarosław zwany Prezesem kiedyś zobligował swojego załoganta, by podziękował mi w jego imieniu za stanowcze stawianie (w blogu) spraw społecznych na czele postulatów ustrojowych. Dzięki, wszak jestem socjalistą, do tego w sile wieku, byłym szefem federacji nauk społecznych. Ale nie będę maszerował raem z ziobrystami czy gowinowcami, a Kukiz (znam Pawła osobiści) raczej pobłądził, ale nieznacznie. „Bo tutaj jest jak jest, po prostu”…* * *
Nie chcę się wymądrzać, ale Polska wymaga pilnej terapii ustrojowej. Bo absurd goni absurd, ,kilka z nich za chwilę „wydam”. Tu podkreślę, że „co do ustrojowości” w Europie (na Zachodzie) za dużo jest formalności, algorytmów, przepisów(no i sądów) – czyli Imperium rzymsko-podobnego), a zbyt mało chrześcijańskiej empatii. Oto co powinno nas zadowolić terapeutycznie:
A. Swojszczyzna jako podstawa obywatelstwa;
B. Empatia jako cnota obywatelska;
C. Pacyfizm jako eko-nakaz moralny;
D. Fenomen Szlachetny niedyskryminujący;
E. Uzgodnienia w miejsce Dura-Lex;
F. Porzucenie na dobre neo-pańszczyzny;
G. Nowy Dekret o Pokoju i takiż o Ziemi;
H. Dominująca formuła Kraju Rad;
Krótki opis tych powinności ”Swojszczyzna Najprawdopodobniej dopiero w 1920 roku słowo to weszło do katalogu legislacyjnego – i szybko z niego wyparowało. A przecież oznacza najważniejszą ludzką cechę: psycho-zdolność do tworzenia konstrukcji społecznych. Bardzo chrześcijańską, więcej: pierwotną dla narracji państwowych. Powinno stać się pierwszym, „naiwnym” krokiem ku uspołecznieniu. Jest w nim mieszanka relacji międzyludzkich i porządku-ładu. Wyparto Swojszczyznę na rzecz słownika Administracji, co jest pojęciowo bolesne. EmpatiaUchodzi za cnotę bliską Człowieczeństwu. W rzeczywistości wspiera – co najwyżej – pojęcie Geselschaft (stowarzyszenie) zamiast Gemeinschaft (wspólnota). Resztą, widać to choćby w karierze pojęcia Organizacji Pozarządowej(NGO) i w pozostawieniu Wspólnoty racjom konserwatywnym, wręcz religijnym. PacyfizmŻebyż choć „pokój” rozumiano jako dążenie-gotowość szczerą do przyjrzenia się racjom adwersarzy, w tym politycznych! Tu jednak zawsze „mój diabeł” okazuje się „starszy od twojego” a to oznacza co najwyżej jadowitą tolerancję na nie pokrewieństwo duszy. Stąd Demokracja (ludowładztwo-gminowładztwo) jako ustrój zadowala się magiczno-tolerancyjnością a nie wstrętem do konfliktu, który zawsze kończy się antagonizmem.Fenomen SzlachetnyTo mój najnowszy (od kilkunastu zaledwie lat) opis ugrzęźnięcia Człowieka w kokonie dobrodziejstw miary technicznej i algorytmiczno-proceduralno-kodeksowej (z auto-mechanizmem ekspansywności), wykluczającym „niedostosowanych” poza dobrodziejstwa, do świata degradowanego i zdegenerowanego pchnie dostatkiem. Tak rozumiemy np. ekologię. Uzgodnienia a DuraLexŁacińskie rozumienie „twardości-surowości prawa”(kodeksów, regulaminów i procedur) stoi w sprzeczności z empatią, ale i z Człowieczeństwem. Nie ma niemal nic wspólnego z Miłością Bliźniego i całą człowieczą aksjologią. Zawsze zmierza do sztywności choćby w tematach Państwa (organy, urzędy, służby, legislatura) i Prawa (kodeksy, algorytmy, procedury). Żadnego buforu domyślności, niedopowiedzeń, otwartości na to co inni mają namyśli, w co wierzą.Neo-PańszczyznaJeśli człowiek jest naznaczony przekonaniem o swojej zawsze-racji- to utrupia wszelką debatę. Zwłaszcza kiedy „pozycjonuje” się wyżej niż „ktoś”. Egocentryzm zdominował optykę ludzką, choć etycy ćwiczą podręcznikową udawankę. Zawsze więc należy postawić udawaczy przed pytaniem: za co gotów jesteś położyć głowę, a „swoich” czy za „nich”. Okazuje się, że prawie zawsze za swoich. Wybaczając „swoim” różne niecnoty. Tym samym „typujemy” siebie na zwycięzcę „przetargu na lepszy Los dla siebie”Dwa Jedno-DekretyDwa historyczne akty prawno-ustrojowe są wyznacznikiem przyszłości: Dekret o Pokoju oraz Dekret o Ziemi. Co z tego, że one były radzieckie? Ich human-istotą były prawa żelazne człowieka: do unikania sporów (wybaczenia krzywd), oraz do źródła utrzymania się (pozyskiwania dochodu przez pracę własną).
Ozłocę tego, kto wskaże lepsze powody do działania wspólnego. I to nie jest demagogia, tylko stanowisko w sprawie Racji. Jaki byłby powód ich zaprzeczenia? Kraj Rad Lata pracy nad małością człowieka pozwoliły „wydrwigroszom świata” obrzydzić ideę Kraju Rad, czyli Samorządu Samorządów. Ale –nie szukając daleko – idea Kraju Rad jest do spodu helleńska, a polski przykład Staszica czy Abramowskiego wspiera takie projekty. I to właściwie bezwarunkowo. Chodzi zatem o „czystość moralną konceptu”, której nie dochowali leninowcy, a nie o sam koncept ustrojowy. Obronię przed krytykami wszystkie osiem racji ustrojowych.* * *Wszelkie opowieści o tym, że „się nie da”(brzmiące w rzeczywistości jako wymijający im-posybilizm) sięgają nie tylko przed XIX wiek (spójrzmy np. na Encyklopedystów, a potem na St. Staszica), ale dają wyraz Oswojeniu Liberalnemu. Jesteśmy wszak w połowie drogi między Rynkiem a Algorytmem, za to wciąż ciążymy, odwracamy się „przodem” ku konserwatywnemu etatyzmowi. Właśnie to jest sedno współczesnych konfliktów ustrojowych przesyconych arbitralnością w sporze. Odmową pełna pychy wsłuchiwania się w racje „innych”.Gorąco namawiam kandydujących do Sejmu Polskiego, aby odcięli swoje jaszczurze ogony aksjologiczne. Wtedy „nam się wszystkim poprawi”.
Co to jest „jaszczurka”? Zwierzę o mózgu gadzim.